Czytam i jestem przerażony. Wiem, że każda wojna jest czasem śmierci i potworności, o których chcemy zapomnieć, ale tego robić nam nie wolno. Jestem pełen szacunku dla pracy jaką wykonała autorka. Tego czego dokonała bohaterka książki, pani Irena Sendlerowa, nie jestem w stanie ogarnąć. Była zwyczajną kobietą. Miała prawo nie pamiętać każdego dziecka, któremu pomogła przeżyć. Rozumiem jej strach przed prawdą nawet kilkadziesiąt lat po wojnie. Nie rozumiem tylko, jak w tym popiele ludzkich potworności można być człowiekiem. Piekło i niebo.

Ta książka powinna być lekturą. Uczy odwagi i wrażliwości. Tego nie uczą lekcje historii. Już w trakcie czytania pytałem tych co mogli pamiętać tamte czasy: czy to prawda? Zawiłe odpowiedzi mówiły, że tak, to prawda. Czytanie historii opisanych przez Annę Bikont wywołuje szok, gniew, żal, ale po tylu latach przede wszystkim wstyd i poczucie hańby. Rozumiem teraz, dlaczego historia jest zakłamywana. Nie jest to bowiem książka tylko o tragedii Żydów mieszkających w Polsce przed wojną, w czasie wojny, po wojnie. Nie jest to książka tylko o człowieczeństwie tysięcy Polaków. To jest książka o okrucieństwie milionów. Takie postawy znajdziemy i dzisiaj. Są uśpione. Ich przejawy znajdziemy w słowach i gestach. Kiedy znów przyjdzie, a pewnie przyjdzie, czas zezwierzęcenia to historia się powtórzy.

Książka ta, to w dużej części wywiady ze starymi ludźmi, którzy zawdzięczają swoje przetrwanie Irenie Sendlerowej. Poznajemy ich historie z czasów shoah, czyli holocaustu. Tylko oni rozumieją czym był. Autorka subtelnie opisuje wpływ tych okrutnych doświadczeń na ich dalsze życie. Czytając książkę łapałem się na myślach: jakie to niezwykłe, ciekawe, niemożliwe … To nie jest powieść. To kronika opisująca tragedie milionów ludzi, ale przybliżone poprzez pokazanie losów pojedynczych ludzi. Ich zdjęcia są częścią książki. Możemy ich zobaczyć.