Rok czytania (2017)

Przeczytać książkę nie jest łatwo. Zwłaszcza taką, która jest gruba, nie ma obrazków i w ogóle nie ma obowiązku jej czytania. Kolega ze studiów upierał się przy tym, że w swoim życiu przeczytał jedynie “Łyska z pokładu Idy”. Nie dam sobie głowy uciąć, ale wydaje mi się, że mój kot przeczytał więcej. Nie jest to jednak wyczyn godny upamiętnienia. W dziedzinie nieczytania w XXI wieku rekordy są tak samo imponujące jak w Średniowieczu. Bardziej zajmują mnie akcje rodzaju: “wstąp do klubu czytających jedną książkę tygodniowo”. Oczywiście jest to warunek dolnego progu. Wybitni klubowicze chwalą się czytaniem co najmniej dwóch książek na tydzień. Ja do tego klubu nie  należę i należeć nie zamierzam. Znam swoje możliwości i dwie książki na miesiąc póki co mnie satysfakcjonują. Takie lata są dla mnie niczym ponowne wejście na Mount Everest Szerpy Apa.

Co czytałem?

Ten, 2017 rok należał do Ryszarda Kapuścińskiego. Mimo, że kiedyś przeczytałem “Cesarza”, który i owszem przypadł mi do gustu to i tak nie sięgnąłem po inne jego książki. Aż do tego roku. Widocznie dorosłem, a może jego przemyślenia stały się dzisiaj, tu i teraz, tak samo aktualne jak wtedy kiedy je pisał w Afryce, Azji czy Ameryce. W pasłęckiej bibliotece można znaleźć rozrzucone po różnych działach: Kirgis schodzi z konia, Chrystus z karabinem na ramieniu, Wojna futbolowa, Cesarz, Szachinszach, Imperium, Heban. Może coś jeszcze, ale to pewnie z cyklu “ktoś pożyczył i nie oddał”. Wszystkie te książki są warte polecenia, ale jak zawsze pod warunkiem, że będziemy dbali o oczy (inaczej nie polecam).

Co z przeczytanych w tym roku poleciłbym szczególnie? “Światło, którego nie widać” (Anthony Doerr) i “Złodziejka książek” (Markus Zusak) – książki których akcja rozgrywa się głównie w czasie II wojny światowej. Bohaterami są młodzi ludzie (napisałbym dzieci, ale w tamtym okresie dzieci dorastały szybciej). Polecam swoje recenzje (nie dlatego, że są dobre, ale dlatego, że są moje), w których nie streszczam książek, a jedynie staram się odnaleźć cechy powieści decydujące o tym czy trafi ona w czyjeś gusta.

Co będę czytał?

Tradycyjnie to co polecą inni i znajdę w pasłęckiej bibliotece lub na innej półce. Pewnie wybiorę coś ze swojej listy, co z pewnością będzie konieczne choćby do napisania kolejnej recenzji. Są tzw. arcydzieła, a ja nawet nie wiem o ich istnieniu. Zdarzyło się już parę razy, że fajna zachęta ze strony “pożeracza książek” uświadomiła mi, że zażółkłe kartki, które chcę oddać na makulaturę świadczą o mojej ignorancji (dodanie “bez obrazy oczywiście” raczej nie uchroni “pożeracza” przed zemstą). Z racji wieku postanowiłem od czasu do czasu czytać książki przeczytane lata temu. Pamiętanie jedynie o czym była powieść i że jest dobra to zdecydowanie za mało. Ponadto w przyszłym 2018 roku postanowiłem czytać więcej niż jedną książką danego autora mimo, że recenzje polecają jedynie tę jedną jedyną. Steven Pressfield zasłynął powieścią “Ogniste wrota”, ale “Aleksander”, choć nie tak literacko dobry, też jest godzien polecenia. Wiem, że jeden przykład to za mało ale zasada będzie stosowana również w 2018 roku.

Nie wspomniałem o literaturze popularno-naukowej, która wypala mózg, ale też otwiera oczy na rzeczywistość. W przyszłym roku (takie mam ambitne plany) utworzę poświęconą tej tematyce specjalną zakładkę. Nie będzie tego dużo.

Na koniec życzę sobie, aby rok 2018 zaskoczył mnie tak jak 2017 książkami, które warto przeczytać.  Co prawda liczba książek nieprzeczytanych będzie coraz większa, ale moje upodobania są tylko moje, a potencjalnych czytelników na świecie ciągle przybywa (już ponad 7 mld). Zaczynam zagłębiać się w problemy świata, więc lepiej będzie jak skończę pisać i wrócę do czytania. Rok 2017 jeszcze trwa, więc może wybiorę coś “cienkiego”, a może komiks. Dlaczego do tej pory w bibliotece dla dorosłych nie szukałem komiksów?

RC